Pracodawcy oceniają projekt budżetu na 2020 rok

• Brak deficytu w projekcie budżetu na 2020 rok należy ocenić pozytywnie. Pojawia się jednak szereg pytań dotyczących sposobu, w jaki ma być osiągnięty ten wynik - napisali Konfederacja Lewiatan, BCC, Pracodawcy RP i Związek Rzemiosła Polskiego, w stanowisku dotyczącym projektu ustawy budżetowej na przyszły rok.
• Pracodawcy zwracają uwagę, że wiele wpływów do budżetu ma charakter jednorazowy lub dyskrecjonalny. Trudno uznać to za przejaw wieloletniego programowania polityki publicznej. Jest ona budowana w horyzoncie czasowym nieprzekraczającym roku. To niepokoi, wziąwszy pod uwagę nadchodzące spowolnienie gospodarcze.

W stanowisku pracodawcy napisali, że pod hasłem „inkluzywnego wzrostu gospodarczego" budżet finansuje szereg transferów publicznych, które pozwalają w okresie wyborczym utrzymać wysoki poziom konsumpcji dużych grup społecznych. Lista świadczeń obejmuje m.in. rozszerzenie programu „Rodzina 500+", program „Dobry start" czy „Leki 75+". Strumień świadczeń kieruje się do grup, które - jak pokazują badania - nie zawsze tego potrzebują. Innymi słowy, efektywność kosztowa ewidentnie nie jest tu najistotniejszym kryterium interwencji publicznej.

Należy jednoznacznie powiedzieć, że dzieje się to kosztem finansowania i rozwoju usług publicznych, wśród których ochrona zdrowia, edukacja oraz nauka i szkolnictwo wyższe wydają się najbardziej jaskrawymi przykładami. W obliczu kryzysu służby zdrowia wzrost wydatków z poziomu 4,9% do 5% jest dalece niezadowalający. Progres nakładów w nauce i edukacji to odpowiednio 0,08 p. proc. i 0,07 p. proc. PKB. Zważywszy na kurczące się zasoby pracy oraz spadającą zdolność Polski do konkurowania ceną, działania na rzecz wzrostu produktywności i innowacyjności polskiej gospodarki zostały po prostu poddane walkowerem.

Działania w obszarze pracy i systemu emerytalnego wyglądają podobnie. Za redukcją dotacji do FUS o 23 mld zł kryją się: opłata przekształceniowa po konwersji OFE w IKE, częściowe przeniesienie kapitału emerytalnego do ZUS (w zależności od decyzji przyszłych emerytów), zniesienie przekazywania części składki do OFE (pomniejszone o efekt likwidacji tzw. suwaka emerytalnego), oskładkowanie umów o dzieło oraz likwidacja limitu 30-krotności podstawy naliczania składek.

Zniesienie limitu składek na ZUS zaszkodzi gospodarce
Należy jednoznacznie powiedzieć, że zniesienie limitu 30-krotności to działanie na szkodę gospodarki i systemu emerytalnego. Przedsiębiorstwa w dziedzinach cechujących się wysoką wartością dodaną - a konkretniej, pracodawcy tworzący miejsca pracy wysokiej jakości - zostaną dodatkowo obciążeni kosztami składek proporcjonalnych do wynagrodzeń. Skutki tego zjawiska wykraczają poza projekt budżetu: z uwagi na sztywności na rynku pracy, najpierw skonsumuje to środki przeznaczone na inwestycje (już obecnie na poziomie dalekim od celów zakładanych w SOR), a później obniży międzynarodową konkurencyjność Polski jako lokalizacji zaawansowanych technologicznie i wiedzochłonnych miejsc pracy. Te bowiem, jako dobrze wynagradzane, zostaną obciążone dodatkowymi kosztami pracy. W alternatywnym scenariuszu można wyobrazić sobie pogłębiającą się dualizację rynku pracy.

Zniesienie limitu 30-krotności jest ponadto całkowicie sprzeczne z istotą systemu emerytalnego, który ma pomagać w finansowaniu konsumpcji w okresie starości (a nie stanowić wehikuł przechowujący bogactwo). Chyba, że rząd zdecyduje się nałożyć ograniczenie na wysokość świadczeń i tym samym zerwać z zależnością między wysokością świadczeń a wysokością składek. Wówczas będzie można jednoznacznie powiedzieć, że składki zastąpił podatek. Na tym tle zniesienie limitu 30-krotności to nic innego jak podwyższenie klina podatkowego dla najlepiej zarabiających.
Należy odłożyć w czasie projekt zniesienia ograniczenia podstawy wymiaru składek na ubezpieczenie emerytalne i rentowe aby poddać tę bardzo istotną dla pracodawców i pracowników kwestię pod dyskusję w ramach Rady Dialogu Społecznego.

Jednorazowe wpływy do budżetu
Zwracamy uwagę na fakt, że wiele wpływów ma charakter jednorazowy lub dyskrecjonalny. Trudno uznać go zatem za przejaw wieloletniego programowania polityki publicznej - wydaje się, że jest ona budowana w horyzoncie czasowym nieprzekraczającym roku. Stanowi to z pewnością niepokojącą informację, wziąwszy pod uwagę nadchodzące spowolnienie gospodarcze. Pośredniego dowodu dostarcza treść rozdziału Stabilizująca reguła wydatkowa. W świetle powyższych wniosków, ocena budżetu na 2020 roku pozostaje niejednoznaczna. Z jednej strony dostrzegamy jego podstawową zaletę, jaką jest bezprecedensowy brak deficytu. Z drugiej jednak, trudno traktować go w kategoriach narzędzia prowadzenia przemyślanej polityki gospodarczej - wzrost wydatków socjalnych rekompensowany jest jednorazowymi, incydentalnymi źródłami wpływów.

Z niepokojem i obawą obserwujemy proces oddalania się realiów makroekonomicznych, określających motywacje dla przedsiębiorczości, od akceptowalnych punktów równowagi. W okresach słabnącej koniunktury polityka finansowa gospodarcza państwa, w tym finansowa, powinna być ukierunkowana na podtrzymywanie motywacji dla aktywności gospodarczej przedsiębiorców i ograniczanie skali ryzyk i niepewności. Zapowiedź polityki koncentrującej się na zaostrzaniu aktywności fiskalnej oraz poszerzaniu tzw. pola podatkowo-składkowego stoi w sprzeczności z tymi obiektywnymi postulatami.

Z punktu widzenia środowisk przedsiębiorców mamy do czynienia z postępującą presją negatywnych zewnętrznych (w dużym stopniu niezależnych od przedsiębiorstw a kreowanych w trybie jednostronnym przez rząd) uwarunkowań regulacyjnych, rynkowych i finansowych. Obserwacja zmian zachodzących w obszarze finansowej płynności przedsiębiorstw wskazuje jednoznacznie na wyczerpywanie się możliwości absorpcji przez przedsiębiorstwa negatywnych, coraz silniejszych sygnałów, a w przypadku znacznej ich części (dotyczy to szczególnie przedsiębiorstw małych i średnich) sygnały te działają destrukcyjnie na motywacje nie tylko do rozwoju, ale także utrzymania obecnego poziomu aktywności gospodarczej w średnim horyzoncie czasowym.

Kontrowersyjna płaca minimalna
Zgodnie z przyjętym przez rząd rozporządzeniem, w 2020 roku wynagrodzenie minimalne wyniesie 2600 zł brutto, co nie zostało uwzględnione w przekazanym do konsultacji w RDS projekcie. Jest to wzrost o 350 zł (ponad 15%) w stosunku do 2019 r. Dezaprobatę budzi zarówno sama kwota, jak i sposób jej procedowania. Ustalona arbitralnie i niespodziewanie przez rząd, dowodzi niezrozumienia dla procesów gospodarczych oraz dialogu społecznego.
W pierwszej kolejności należy bowiem przypomnieć, że jeszcze do sierpnia br., w debacie o płacy minimalnej obowiązywała kwota 2450 zł. Było to więcej niż wskazane przez stronę pracodawców 2387 zł jako odzwierciedlające wzrost gospodarki oraz równomierny udział najniżej zarabiających w dzieleniu owoców wzrostu. Tymczasem swoją pierwszą hojną propozycję rząd niespodziewanie przelicytował na kilka dni przed ogłoszeniem rozporządzenia. Trudno w tej decyzji nie dopatrzeć się kontekstu wyborczego.

To jednoznaczny sygnał, że dialog społeczny nie ma znaczenia i w kolejnych latach mieć go nie będzie. Tymczasem w świetle obowiązującego prawa, wynagrodzenie minimalne jest przedmiotem obowiązkowych negocjacji w ramach Rady Dialogu Społecznego.

Także komentarz do rozporządzenia budzi zastrzeżenia. Wskazuje się w nim, że to zrównoważone podnoszenie płacy będzie miało pozytywny wpływ na sytuację gospodarstw domowych oraz że obecna sytuacja ekonomiczna Polski pozwala na takie działania. Jest to spojrzenie wybiórcze i krótkowzroczne, a co gorsza - nie poparte rzetelną analizą skutków. Wziąwszy pod uwagę, że płaca minimalna zaczyna obowiązywać od 1 stycznia 2020, przedsiębiorcy zostają pozostawieni z tym niespodziewanym zobowiązaniem sami sobie.

Pełne stanowisko

Konfederacja Lewiatan