PiS ofiaruje rodzinom Niderlandy

Jarosław Kaczyński i PiS proponują, aby w ramach polityki UE w Polsce na dziecko mogło trafiać 500 zł miesięcznie.

Na politykę prorodzinną UE trafiałby - jak proponuje PiS - 1 proc. PKB krajów członkowskich. W Polsce będzie to podstawa, żeby na każde dziecko do ukończenia 18. roku życia było 500 złotych miesięcznie. Szef PiS skonkretyzował, że każdej rodzinie na dziecko przysługiwałoby przynajmniej 100 euro na miesiąc. Różnicę od tej kwoty do 500 zł Polska musiałaby dopłacić z budżetu. Według szefa PiS w polskim budżecie tych 50 miliardów złotych, bo tyle na to mniej więcej potrzeba, trudno zdobyć. Taka informacja została zamieszczona na stronach internetowych PiS (http://www.pis.org.pl/article.php?id=22625).

Komentarz dr Małgorzaty Starczewskiej-Krzysztoszek, głównej ekonomistki Konfederacji Lewiatan

Według danych Narodowego Spisu Powszechnego opublikowanych przez GUS w 2013 r. (spis w 2011 r.) ludność Polski liczy 38,5 mln, w tym ludzi w wieku do 17 lat jest 7,2 mln, a w wieku do 19 lat - 8,2 mln (nie ma danych dotyczących liczebności populacji w wieku do 18 lat). Przyjmując, że ludności w wieku do 18 lat jest 7,7 mln, proponowany przez PiS „dodatek" na każde dziecko w wieku do 18 lat kosztowałby rocznie 46,2 mld zł.
PiS proponuje, aby - do wysokości 100 euro - sfinansowały nam to kraje UE, a powyżej 100 euro do wysokości 500 zł (przyjmijmy, że będzie to 100 zł miesięcznie na każde dziecko, czyli ok. 9,3 mld zł rocznie) sfinansował wydatki nasz budżet.

To brzmi jak propozycja ofiarowania królowi szwedzkiemu Niderlandów przez sienkiewiczowskiego Zagłobę. Dyskusja w UE nad budżetem na lata 2014-2020 pokazała, jak trudno było uzyskać dla niego (960 mld euro) akceptację rządów krajów UE. Polska otrzymała 82,5 mld euro oraz dodatkowo 252 mln euro na wsparcie bezrobotnej młodzieży.
Trudno spodziewać się, że kraje członkowskie (w tym Polska) wyasygnują teraz kolejne miliardy. Dla Polski potrzebne byłoby w latach 2014-2020 dodatkowe 65 mld euro, czyli - jak chce PiS - po 100 euro miesięcznie na każde dziecko. I kolejne miliardy euro - jak należy rozumieć - dla dzieci w pozostałych krajach UE. Nierealne. Na dodatek nie ma żadnych dowodów na to, że 125 euro miesięcznego dodatku na każde dziecko w UE doprowadziłoby do wzrostu dzietności i poprawy sytuacji demograficznej w Europie.

Załóżmy jednak, że sprzedaż Niderlandów jest możliwa, czyli kraje UE dołożą na wniosek PiS 1 proc. PKB, aby sfinansować proponowane dodatki na dzieci. Jednak, jak mówi sam PiS, i tak trzeba będzie dołożyć do tej propozycji z polskiego budżetu państwa. Przy 100 zł miesięcznie na każde dziecko będzie to rocznie 9,3 mld zł (należałoby do tego doliczyć dodatkową składkę do budżetu UE).

Oznaczałoby to np. konieczność podniesienia podatku od towarów i usług o 2 punkty procentowe, z dzisiejszych 23 proc. do 25 proc. A tym samym oznaczałoby to wzrost cen dla wszystkich Polaków i obniżenie ich możliwości konsumpcji. Mogłoby to także oznaczać np. wzrost podatku od osób prawnych z 19 proc. do ponad 26 proc. A to skutkowałoby spadkiem inwestycji przedsiębiorstw i zatrudnienia, a tym samym spadkiem tempa wzrostu polskiej gospodarki.

Warto także dodać, że te dodatkowe 100 zł rocznie dopłacane z polskiego budżetu do 100 euro, które PiS chce otrzymać na wspieranie demografii od krajów członkowskich UE, to dwa razy więcej niż wydajemy na naukę, to tyle ile wydajemy rocznie na szkolnictwo wyższe, to 1,6 razy tyle ile wydajemy na sądownictwo powszechne.

Ponieważ na pewno nie ma co liczyć na dofinansowanie dodatków na nasze dzieci z krajów UE, to może ktoś wpadnie na pomysł, aby obiecać sfinansowanie całości (500 zł miesięcznie na każde dziecko) z naszego budżetu. Niech pamięta, że wtedy podatek VAT (od towarów i usług) musiałby wzrosnąć z dzisiejszych 23 proc. do 32 proc. lub podatek od osób prawnych z 19 proc. do ponad 35 proc. Na razie takich propozycji nie ma, ale wybory przed nami.

Konfederacja Lewiatan