Zaczyna się polityczna gra budżetowa

Zaplanowane na 2007 r. wydatki z budżetu państwa miały wynieść 243,1 mld zł. Ministerstwa chcą jednak więcej. Ich propozycje wydatków mogą kosztować budżet państwa dodatkowo ponad 90 mld zł. Niepokojąca jest także struktura tych wydatków – absolutna ich większość to transfery socjalne. A wszystko z kieszeni podatnika.

Budżet na 2007 r. musi niestety uwzględnić nie tylko zobowiązania podjęte przez Rząd i Sejm w poprzednich latach, ale także nowe, będące efektem decyzji obecnej władzy ustawodawczej i wykonawczej, jak np. 18% wpływów z akcyzy na paliwa ma być przeznaczone na dofinansowywanie utrzymania infrastruktury drogowej i kolejowej, 0,2 mld (rocznie) na wydłużenie urlopów macierzyńskich i dodatki z tytułu urodzenia dziecka, 1,0 mld (rocznie) na pokrycie kosztów zmiany kryterium dochodowego przyznawania pomocy społecznej rolnikom.

PKPP Lewiatan obawiała się, że szykowane na jesień wybory samorządowe nie pozwolą zamknąć tej listy. I nie pomyliliśmy się. Już pojawiają się pierwsze sygnały z Ministerstw. Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej chce zwiększyć swoje wydatki o prawie 88 mld zł głownie na rozszerzenie możliwości przechodzenia na wcześniejsze emerytury dla wszystkich grup zawodowych, ale także zwiększenie zasiłków dla bezrobotnych – czyli na podstawowe elementy programu wyborczego Samoobrony. Więcej o 3 mld zł chce Ministerstwo Rolnictwa (m.in. na ubezpieczenia dla rolników, większe dopłaty do paliw, dotacja dla ARiMR), a o Ministerstwo Edukacji o prawie 2 mld zł więcej (m.in. na podwyżki dla nauczycieli, na program „Tani podręcznik”) przy jednoczesnym obniżeniu wydatków na naukę o prawie 4% (do 3,4 mld zł).

Wstępnie planowane na 2007 r. transfery socjalne miały pochłonąć 25,3% PKB. Wydatki na ochronę socjalną, rosnące co roku w stosunku do PKB (18,5% PKB w 2006 r., podczas, gdy w 2004 r. stanowiły 17,4% PKB), w 2007 r. także miały wzrosnąć. Jednak wzrost przewidziany w założeniach do budżetu na 2007 r. jest niczym w stosunku do propozycji, które złożyło Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Wszystko to odbywa się kosztem wydatków z budżetu na inwestycje, których udział w PKB ma wynieść w 2007 r. zaledwie 4%.

- Bez radykalnego obniżania wydatków socjalnych i zmiany ich struktury na prorozwojową, borykać się będziemy ciągle z wysokim poziomem wydatków z budżetu państwa, wysokim deficytem budżetowym, rosnącym długiem publicznym, a co za tym idzie – z szukaniem źródeł ich sfinansowania. To niebezpieczne dla gospodarki, jej konkurencyjności, możliwości rozwojowych, gdyż grozi wzrostem podatków – powiedziała Henryka Bochniarz, prezydent PKPP Lewiatan.. Jeśli skłonność do rozdawnictwa będzie się utrzymywać, to nie pomoże nawet unijna procedura nadmiernego deficytu, którą Polska została objęta jeszcze przed wejściem do UE (zgodnie z art. 104 Traktatu WE), a którą obecny Rząd chce realizować (pod warunkiem, że uda się zapanować nad pomysłami niektórych Ministerstw) poprzez „kotwicę budżetową”, czyli planowanie deficytu budżetowego na poziomie nie przekraczającym 30 mld zł.

ECOFIN zalecił Polsce redukcję deficytu sektora instytucji rządowych i samorządowych poniżej 3% PKB do 2007 roku. Niedopełnienie tego wymogu oznacza utratę środków z Funduszu Spójności.

W założeniach do projektu budżetu na 2007 r. przedstawionych w czerwcu 2006 r. widać było wpływ procedury nadmiernego deficytu. Po przedstawieniu przez Ministerstwa planów wydatków rodzi się poważna wątpliwość, czy uda się utrzymać deficyt na założonym poziomie 30 mld zł, czy też „wygrają” priorytety polityczne i cele wyborcze. Jeśli tak się stanie, to w krajach UE szukać pracy będą nie tylko młodzi Polacy, ale także przedsiębiorcy, który skorzystają z możliwości zarejestrowania firm na rynku unijnym. Pytanie tylko, kto wtedy zapracuje na wcześniejsze emerytury i wyższe świadczenia dla bezrobotnych, na dopłaty do paliwa dla rolników i na ubezpieczenia dla nich.

Zamiast grać budżetem na użytek nadchodzących wyborów samorządowych warto zastanowić się nad wprowadzeniem poważnych reform, bo dziś jest na to dobry moment – uważa Henryka Bochniarz.