Lewiatan przeciw przymusowemu samorządowi gospodarczemu
2007-02-05
Powszechny i przymusowy samorząd gospodarczy to bardzo niebezpieczny pomysł - mówi Henryka Bochniarz w artykule na łamach Pulsu Biznesu.
Każda administracja będzie szukała sposobu, by sobie taką organizację podporządkować. Bardzo szybko stanie się ona biurokratycznym molochem, a i tak będzie miała trudności z uzgodnieniem jakiekolwiek wspólnego stanowiska. Dodatkowo z przymusem przynależności wiąże się przymus opłacania składki, a to oznacza dla przedsiębiorców kolejny podatek.
Zwolennicy przymusowego samorządu gospodarczego powołują się na doświadczenia europejskie, ale robią to bezpodstawnie, bo mniej lub bardziej przymusowy samorząd działa tylko w 7 krajach (Austria, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Niemcy i Włochy). W dyskusjach na ten temat prawie zawsze przywoływany jest przykład Niemiec. Tymczasem niemieccy pracodawcy i przemysłowcy otwarcie ostrzegali i ostrzegają, byśmy nie wchodzili do tej rzeki. Największym bowiem zagrożeniem jest autonomizacja samorządowej biurokracji, będąca zresztą zjawiskiem naturalnym i typowym dla obligatoryjnych oraz monopolistycznych struktur. Tak się właśnie stało np. w Niemczech. Tamtejszy obligatoryjny samorząd stał się typową, zatrudniającą ponad 20 tysięcy pracowników (sic!) administracją, z którą przedsiębiorcy przestali się utożsamiać. I dzisiejsze najsilniejsze niemieckie organizacje przedsiębiorców wyrosły na sprzeciwie wobec obligatoryjnego samorządu. Tak powstał np. Związek Przemysłów Niemieckich (BDI). A poza tym – jeśli miałaby być jedna organizacja przedsiębiorców, czemu partnerem rządu nie mógłby być jeden związek zawodowy, zaś obywatele nie mieliby należeć do jednej partii?
Rolnicy już mają swój samorząd rolniczy, finansowany z budżetu państwa. Czy ktoś słyszał jakąkolwiek opinię czy jakiekolwiek stanowisko ważne z punktu widzenia rolników?
Na wszystkie kłopoty – przymus
To prawda, że do organizacji przedsiębiorców czy pracodawców należy ciągle niewielka część środowiska. To prawda, że organizacje te borykają się z finansowaniem swojego działania, bo przy tak nielicznej grupie członków ich budżety w stosunku do potrzeb są nader skromne. To prawda, że organizacje konkurują ze sobą. Ale prawdą jest też, że przymus należenia do powszechnej i obligatoryjnej organizacji jest najgorszym z możliwych rozwiązań, sprzecznym z ideą wolności gospodarczej, z zasadami konkurencyjności, niezależności.
Zwolennikom samorządu nie podoba się, że organizacje biznesowe ze sobą konkurują. Mnie wręcz przeciwnie. Nic tak nie mobilizuje do działania, jak konieczność zabiegania o klienta, w tym przypadku o członków, czyli przedsiębiorców. To wymusza lepszą jakość ekspertyzy, lepsze monitorowanie prawa, lepszą komunikację z członkami, zabieganie o nowych, troskę o wizerunek i strefy wpływów, o rozpoznawalność i transparentność działania, o obecność w Brukseli, gdzie nota bene tylko Lewiatan ma swoje stałe biuro.
Jak ktoś tego nie zrobi – utraci członków, utraci składkę, przestanie się liczyć. Czy tak będzie myślał o swojej pracy monopolista, do którego przedsiębiorcy będą się zgłaszali z przymusu prawa, któremu przedsiębiorcy, bez względu na efekt, będą płacili składkę? Bardzo wątpię.
Potrzeba uzgodnienia interesów
To jednak nie jedyny kłopot. W takiej powszechnej, obligatoryjnej organizacji, gdzie każdy członek będzie miał głos, a na dodatek tych głosów będzie ponad dwa miliony, nie będzie można uzgodnić żadnego innego stanowiska ponad ogólne życzenie, że chcemy być piękni, zdrowi i bogaci.
Już dziś, mimo że liczących się ponadbranżowych organizacji przedsiębiorców jest kilka, w wielu kwestiach zajmują one różne stanowiska. BCC chce, niczym związki zawodowe i Samoobrona, podwyższać minimalną płacę do obecnej średniej krajowej – Lewiatan stanowczo się temu sprzeciwia. Dla KPP program prywatyzacji nie jest tak istotny jak dla Lewiatana, skoro członkami tej organizacji są firmy państwowe, także z niezrestrukturyzowanych sektorów. Stąd między innymi różnica stanowisk w sprawie tzw. ustawy kominowej. Dla rzemiosła ważne są ulgi i ryczałty podatkowe, nie zaś, jak dla nas, powszechność i klarowność systemu z niskimi stawkami podatkowymi. Małe sklepy chcą zakazu handlu w niedzielę dla dużych sklepów. Organizacje kupieckie próbują wprowadzić zezwolenia na budowę dużych sklepów, Itd. Itd. Sprzeczności, a raczej różnie pojmowanych interesów jest tak wiele, że nie da się ich wepchnąć do jednego worka, i to, na dodatek, tylko dlatego, żeby władza miała wygodniej – bo do tego sprowadza się powtarzany mit konieczności posiadania jednego, silnego reprezentanta.
Jeżeli w ciągu ostatnich lat, mimo wszystkich kłopotów, tyle organizacji istnieje, to znaczy, że są komuś potrzebne. Zastąpienie ich jedną poskutkuje uwiądem wszelkich konsultacji, opiniowania, przekazywania stanowisk, bo wszystkie one zostaną przez administracyjną machinę z konieczności wspaniale uśrednione. Ta i tak dziś ułomna konsultacja stanie się fikcją.
Są pomysły, by zalążkiem samorządu gospodarczego stały się już istniejące organizacje, choćby z racji tradycji. Tylko jak, dajmy na to rzemieślnicy, będą reprezentowali interesy sieciowych banków, producentów samochodów, firm ubezpieczeniowych czy energetyki?
Samorząd podmiotem prawa publicznego
Istotą powszechnego, przymusowego samorządu gospodarczego jest to, że staje się on podmiotem prawa publicznego. Samorządy wykonują w związku z tym część zadań administracji publicznej. W ślad za takimi przekazanymi przez państwo zadaniami zwykle idą publiczne, czyli podatników - pieniądze. To musi rodzić zależność od administracji, system kontroli, nacisków.
W tak zbudowanym obligatoryjnym samorządzie są oczywiście jakieś wybieralne władze, które kierują zawodową strukturą, ale bardzo szybko, choćby z powodu monopolu na kontakty z władzą, szybko się upolityczniają, uzależniają.
Anachroniczny podział na gospodarkę i stosunki pracy
Jednym z zasadniczych argumentów za koniecznością powołania samorządu gospodarczego jest potrzeba podziału organizacji przedsiębiorców na takie, które zajmują się stosunkami pracy i relacjami pracodawca – pracownik i takie, które zajmują się kwestiami gospodarczymi interesującymi przedsiębiorców. W ten sposób dotychczas istniejące organizacje pracodawców i cała Komisja Trójstronna ds. Społeczno-Gospodarczych ograniczyłyby się do tewmatyki Kodeksu pracy i systemu ubezpieczeń społecznych, zaś reszta miałaby stać domeną opinii samorządu gospodarczego.
To bardzo anachroniczny już podział zadań. Przypominam, że istniejące organizacje pracodawców mają prawo reprezentować swoich członków zarówno w kwestiach gospodarczych, jak i tych związanych ze sferą stosunków pracy. Podobny jest zakres kompetencji Komisji Trójstronnej. Inaczej być nie może, bowiem wzajemna zależność obu tych obszarów jest dziś tak wielka, że rozdzielanie ich jest pozbawione sensu. To są naczynia połączone.
Tak zresztą dzieje się w wielu krajach Unii Europejskiej, gdzie odpowiednikami Trójstronnej Komisji są Rady Społeczno-Gospodarcze, funkcjonujące często bez udziału rządu, bowiem dialog społeczny jest tam dialogiem autonomicznym (pracodawcy i związki zawodowe), często z udziałem organizacji pozarządowych.
To co dziś istotnie różni organizacje przedsiębiorców w Polsce, to ustawowo gwarantowane możliwości wpływu i działania: największe mają właśnie organizacje pracodawców (dlatego, w przypadku członków Komisji Trójstronnej, są ustawowo ustalone kryteria reprezentatywności), mniejsze - izby gospodarcze, najmniejsze - wszelkiego rodzaju stowarzyszenia. I to do przedsiębiorców należy wybór, a co za tym idzie, zakres wpływu na warunki działania przedsiębiorstw. Dlaczego mamy teraz pozbawić ich tego wyboru? Czy nie lepiej zastanowić się, jak wspierać te organizacje, które już działają, jak wzmocnić ich ekspertyzę, reprezentację w Brukseli, udrożnić dialog z rządem i parlamentem?
Henryka Bochniarz, prezydent PKPP Lewiatan
Zwolennicy przymusowego samorządu gospodarczego powołują się na doświadczenia europejskie, ale robią to bezpodstawnie, bo mniej lub bardziej przymusowy samorząd działa tylko w 7 krajach (Austria, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Niemcy i Włochy). W dyskusjach na ten temat prawie zawsze przywoływany jest przykład Niemiec. Tymczasem niemieccy pracodawcy i przemysłowcy otwarcie ostrzegali i ostrzegają, byśmy nie wchodzili do tej rzeki. Największym bowiem zagrożeniem jest autonomizacja samorządowej biurokracji, będąca zresztą zjawiskiem naturalnym i typowym dla obligatoryjnych oraz monopolistycznych struktur. Tak się właśnie stało np. w Niemczech. Tamtejszy obligatoryjny samorząd stał się typową, zatrudniającą ponad 20 tysięcy pracowników (sic!) administracją, z którą przedsiębiorcy przestali się utożsamiać. I dzisiejsze najsilniejsze niemieckie organizacje przedsiębiorców wyrosły na sprzeciwie wobec obligatoryjnego samorządu. Tak powstał np. Związek Przemysłów Niemieckich (BDI). A poza tym – jeśli miałaby być jedna organizacja przedsiębiorców, czemu partnerem rządu nie mógłby być jeden związek zawodowy, zaś obywatele nie mieliby należeć do jednej partii?
Rolnicy już mają swój samorząd rolniczy, finansowany z budżetu państwa. Czy ktoś słyszał jakąkolwiek opinię czy jakiekolwiek stanowisko ważne z punktu widzenia rolników?
Na wszystkie kłopoty – przymus
To prawda, że do organizacji przedsiębiorców czy pracodawców należy ciągle niewielka część środowiska. To prawda, że organizacje te borykają się z finansowaniem swojego działania, bo przy tak nielicznej grupie członków ich budżety w stosunku do potrzeb są nader skromne. To prawda, że organizacje konkurują ze sobą. Ale prawdą jest też, że przymus należenia do powszechnej i obligatoryjnej organizacji jest najgorszym z możliwych rozwiązań, sprzecznym z ideą wolności gospodarczej, z zasadami konkurencyjności, niezależności.
Zwolennikom samorządu nie podoba się, że organizacje biznesowe ze sobą konkurują. Mnie wręcz przeciwnie. Nic tak nie mobilizuje do działania, jak konieczność zabiegania o klienta, w tym przypadku o członków, czyli przedsiębiorców. To wymusza lepszą jakość ekspertyzy, lepsze monitorowanie prawa, lepszą komunikację z członkami, zabieganie o nowych, troskę o wizerunek i strefy wpływów, o rozpoznawalność i transparentność działania, o obecność w Brukseli, gdzie nota bene tylko Lewiatan ma swoje stałe biuro.
Jak ktoś tego nie zrobi – utraci członków, utraci składkę, przestanie się liczyć. Czy tak będzie myślał o swojej pracy monopolista, do którego przedsiębiorcy będą się zgłaszali z przymusu prawa, któremu przedsiębiorcy, bez względu na efekt, będą płacili składkę? Bardzo wątpię.
Potrzeba uzgodnienia interesów
To jednak nie jedyny kłopot. W takiej powszechnej, obligatoryjnej organizacji, gdzie każdy członek będzie miał głos, a na dodatek tych głosów będzie ponad dwa miliony, nie będzie można uzgodnić żadnego innego stanowiska ponad ogólne życzenie, że chcemy być piękni, zdrowi i bogaci.
Już dziś, mimo że liczących się ponadbranżowych organizacji przedsiębiorców jest kilka, w wielu kwestiach zajmują one różne stanowiska. BCC chce, niczym związki zawodowe i Samoobrona, podwyższać minimalną płacę do obecnej średniej krajowej – Lewiatan stanowczo się temu sprzeciwia. Dla KPP program prywatyzacji nie jest tak istotny jak dla Lewiatana, skoro członkami tej organizacji są firmy państwowe, także z niezrestrukturyzowanych sektorów. Stąd między innymi różnica stanowisk w sprawie tzw. ustawy kominowej. Dla rzemiosła ważne są ulgi i ryczałty podatkowe, nie zaś, jak dla nas, powszechność i klarowność systemu z niskimi stawkami podatkowymi. Małe sklepy chcą zakazu handlu w niedzielę dla dużych sklepów. Organizacje kupieckie próbują wprowadzić zezwolenia na budowę dużych sklepów, Itd. Itd. Sprzeczności, a raczej różnie pojmowanych interesów jest tak wiele, że nie da się ich wepchnąć do jednego worka, i to, na dodatek, tylko dlatego, żeby władza miała wygodniej – bo do tego sprowadza się powtarzany mit konieczności posiadania jednego, silnego reprezentanta.
Jeżeli w ciągu ostatnich lat, mimo wszystkich kłopotów, tyle organizacji istnieje, to znaczy, że są komuś potrzebne. Zastąpienie ich jedną poskutkuje uwiądem wszelkich konsultacji, opiniowania, przekazywania stanowisk, bo wszystkie one zostaną przez administracyjną machinę z konieczności wspaniale uśrednione. Ta i tak dziś ułomna konsultacja stanie się fikcją.
Są pomysły, by zalążkiem samorządu gospodarczego stały się już istniejące organizacje, choćby z racji tradycji. Tylko jak, dajmy na to rzemieślnicy, będą reprezentowali interesy sieciowych banków, producentów samochodów, firm ubezpieczeniowych czy energetyki?
Samorząd podmiotem prawa publicznego
Istotą powszechnego, przymusowego samorządu gospodarczego jest to, że staje się on podmiotem prawa publicznego. Samorządy wykonują w związku z tym część zadań administracji publicznej. W ślad za takimi przekazanymi przez państwo zadaniami zwykle idą publiczne, czyli podatników - pieniądze. To musi rodzić zależność od administracji, system kontroli, nacisków.
W tak zbudowanym obligatoryjnym samorządzie są oczywiście jakieś wybieralne władze, które kierują zawodową strukturą, ale bardzo szybko, choćby z powodu monopolu na kontakty z władzą, szybko się upolityczniają, uzależniają.
Anachroniczny podział na gospodarkę i stosunki pracy
Jednym z zasadniczych argumentów za koniecznością powołania samorządu gospodarczego jest potrzeba podziału organizacji przedsiębiorców na takie, które zajmują się stosunkami pracy i relacjami pracodawca – pracownik i takie, które zajmują się kwestiami gospodarczymi interesującymi przedsiębiorców. W ten sposób dotychczas istniejące organizacje pracodawców i cała Komisja Trójstronna ds. Społeczno-Gospodarczych ograniczyłyby się do tewmatyki Kodeksu pracy i systemu ubezpieczeń społecznych, zaś reszta miałaby stać domeną opinii samorządu gospodarczego.
To bardzo anachroniczny już podział zadań. Przypominam, że istniejące organizacje pracodawców mają prawo reprezentować swoich członków zarówno w kwestiach gospodarczych, jak i tych związanych ze sferą stosunków pracy. Podobny jest zakres kompetencji Komisji Trójstronnej. Inaczej być nie może, bowiem wzajemna zależność obu tych obszarów jest dziś tak wielka, że rozdzielanie ich jest pozbawione sensu. To są naczynia połączone.
Tak zresztą dzieje się w wielu krajach Unii Europejskiej, gdzie odpowiednikami Trójstronnej Komisji są Rady Społeczno-Gospodarcze, funkcjonujące często bez udziału rządu, bowiem dialog społeczny jest tam dialogiem autonomicznym (pracodawcy i związki zawodowe), często z udziałem organizacji pozarządowych.
To co dziś istotnie różni organizacje przedsiębiorców w Polsce, to ustawowo gwarantowane możliwości wpływu i działania: największe mają właśnie organizacje pracodawców (dlatego, w przypadku członków Komisji Trójstronnej, są ustawowo ustalone kryteria reprezentatywności), mniejsze - izby gospodarcze, najmniejsze - wszelkiego rodzaju stowarzyszenia. I to do przedsiębiorców należy wybór, a co za tym idzie, zakres wpływu na warunki działania przedsiębiorstw. Dlaczego mamy teraz pozbawić ich tego wyboru? Czy nie lepiej zastanowić się, jak wspierać te organizacje, które już działają, jak wzmocnić ich ekspertyzę, reprezentację w Brukseli, udrożnić dialog z rządem i parlamentem?
Henryka Bochniarz, prezydent PKPP Lewiatan